Ogłoszenie

Uwaga z okazji dnia dziecka zapisy na moderatorów oraz kidmodów !!! (do końca czerwca)

Zasady RPG

1. Każdy post powinien przypominać budową post "logiczny", np.: -Witam *mruknął lew zdradzając swą obecność* -Witam Mruknął lew zdradzając swą obecność.
2. Jeżeli chcemy kogoś zabić potrzebna jest zgoda.
3. Starami się pisać wmiarę "po ludzku"
4. Nie można pisać wątków ogulnych np. "Lwia Ziemia"- na niej mogą być różne tereny. Lecz można zobić wątek o mniejszej ziemi np. Dżngla.

#1 2012-11-11 20:52:53

 Serpeen

Mroczna Piękność

Zarejestrowany: 2012-11-09
Posty: 145
Punktów :   

Z ksiąg Marriadasu.

Rozdział I
Wszystko od początku.


Anglia. Zimowe ulice Londynu na przełomie VIII i IX wieku. Gwar na tej ulicy zwanej Wallstreet . Kamienna dróżka była zdobiona samochodami  i bryczkami. Liczne budynki były odwiedzane dość często. Były w licznych sklepikach towary z wyższej półki. Każdy wychodził zadowolony z tej ulicy. To jeszcze nie koniec… Były tutaj dwa kina, niepoliczalna ilość sklepików, butików, bloków mieszkalnych, jak i zwykłych domów. Ludzie zazwyczaj mieli różne charaktery. Stan ich majątku był także bardzo różny. Wallstreet cieszyła się dobrą sławą. Miała dużo miłych zakątków. Ale były też i te ciemniejsze zakątki…

Nie każdemu się wiodło tu zbyt miło. Takim przykładem była pewna osoba żyjąca w bardzo ciemnym kącie, pomiędzy sklepem z pieczywem, a blokiem mieszkalnym. Większość mieszkańców nie chciała wchodzić w wolną przestrzeń między sklepem a mieszkaniami. Nie odważyli się, bo ta większość to tchórze. Myśleli, że tam jest nicość… Ale gdyby się przyjrzeli zobaczyliby beczki, pamiętnik, koce, noże, miecze, łuki, skróry zwierząt  i inne różne graty. Pomiędzy dwoma z wielu beczek zobaczyliby też pewną białą, chudawą osobę. Osoba ta nazywała się Jack Warleton.  Nie należał do osób bogatych, wręcz przeciwnie- nie miał ani grosza. Wysoki, trzynastoletni Jack był bardzo chudy, o czym już mówiłam. Mniej więcej sama skóra i szkielet. Barki miał umięśnione, ręce także, ale nie za bardzo.  Miał prawie białą, lekko szorstką skórę. Gęsta, czarna, roztrzepana czupryna Jack’a pasowała do jego zielonych oczu. Co do twarzy, miło się na nią patrzyło. W tym akurat można było go określić jako księcia z bajki. Spojrzenie miał pożyteczne i miłe. Co do ubioru można trochę mało powiedzieć. Nie nosił butów, ani koszuli. Jedyne co na sobie miał to czarne, lekko podarte spodnie nie dosięgające mu do kolan. Co do charakteru Warleton’a można było uznać, że Jack był w miarę dobrym człowiekiem. Był miły, życzliwy, pomocny, uprzejmy, kulturalny i… chytry. Tak, dokładnie! Miał szybkie rozwiązanie na wszystko w każdym problemie.
Co do zwyczajów zawsze kochał pływać. Bardzo często chodził do pobliskiego lasu, gdzie był ładny, błękitny strumyk z czystą wodą. Uwielbiał zapach lasu. Chodzenie na grzyby było jego ulubionym zajęciem. Ogółem – las był dla niego życiową symfonią. Odnajdywał tam spokój i harmonię. Był dla niego źródłem życia… Ale i tak czy tak-mieszkał w swej durnej, chłodnej kryjówce, bo wiedział, że w lesie może mu się stać krzywda. A jaka była historia Jack’a? Skąd był? Już wam mówię…
Jack od zawsze pochodził z Wallstreet. Jako mały chłopiec wszystko mu się udawało. Pochodził z bogatej rodziny, ale mało znanej. Był kochany przez rodziców, ale nie był rozpuszczany. Od początku swego żywota był przygotowywany na funkcję żołnierza. Był kształcony w najlepszych szkołach. Jego matka, która się zwała Taisha, zajmowała się domem- to po niej odziedziczył krucze włosy. Od zawsze dbała o naszego bohatera. Ojciec zwał się William i był żołnierzem. Ta funkcja była dziedziczna. Jack prawie nie znał czterdziestoletniego  ojca. Bardzo rzadko go widywał. Wszystkich to smuciło… Barwne życie syna państwa Warleton było w jednym tygodniu zmienione na zawsze -  W pierwszy dzień tegoż właśnie tygodnia trzydiestoośmioletnia    Taisha Warleton otrzymała telegram, który wstrząsnął ją i jej syna – zamordowano jej męża. Zaczęła się żałoba. Pogrążeni w smutku postanowili, iż pogrzeb będzie za dwa dni. Tak się też stało… Minęło kilka dni od tragedii, a siedmioletniego w tamtych czasach syna nieboszczyka czekała kolejna przykra niespodzianka – jego matka zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Ech… To był już wielki cios dla Jack’a. Ale zza życia Warlenton’owie mieli już plan- oddają syna pod opiekę dziadkowi ze strony ojca Christianowi. Jack od zawsze wielbił swojego dziadka. Był dla niego ostatnią nadzieją. W maleńkim domku dziadka było dość przyjemnie. Jego głęboki, ciepły i czuły głos  aż zmuszał siedmiolatka do słuchania opowiadań. Mały wnuczek zastąpił mężczyźnie zmarłą żonę. Lata spędzone u dziadka Jack’a każdy wspominałby bardzo miło. W końcu Jack potrafił już przetrwać sam, ale staruszek nie zostawił jeszcze chłopca… Miał dopiero wtedy dziesięć lat! Ale i tak czy tak dziadek zaginął w tak samo tajemniczych okolicznościach jak matka jego wnuka. Christian liczył sobie wtedy siedemdziesiąt sześć lat. Od wtedy nasz bohater tak żył jak i teraz…


Good night, my sweet prince...
From tomorrow will begin hard work....


I've been exiled, persucuted
Left alone with no defense
When I think of what that brute did
I get a little tense
But I dream a dream so pretty
That I don't feel so depressed
'Cause it soothes my inner kitty
And it helps me get some rest

The sound of Simba's dying gasp
His daughter squealing in my grasp
His lionesses' mournful cry
That's my lullaby



http://i45.tinypic.com/m74xl5.png

Me on dA

Offline

 
jojo

mena

serpeen

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi